Pierwszy raz z książką Filipa Bajona!

Autobiograficzna podróż po świecie. Zapis wydarzeń i ważnych zdań. Mnóstwo ważnych ludzi, tych dla kultury też. Od poznańskiej gwary po przekraczanie różnych problemów komunikacyjnych. A przede wszystkim oddanie nastroju chwili, kłębiących się gdzieś emocji oraz sytuacji, które po latach można opowiedzieć jako przecudnej urody anegdoty. To właśnie zawiera proza Filipa Bajona.

Wydaje się jednak, że najważniejsi w tym spotkaniu są konkretni ludzie. Ich wchodzenie w powierzchowne lub głębokie relacje z Autorem. Ważność detali w przyjaźni – o, choćby pocztówkowy prezent Michała Sprusińskiego, który przesyłał Bajonowi kartki z podróży po Stanach śladami Scotta Fitzgeralda. Skąd taki pomysł?

Otóż wśród różnych ważnych wydarzeń z życia Filip Bajon opisuje też swój pierwszy zakup książki. Ta decyzja okazała się być bardzo brzemienna w skutkach. Kto chce poznać cały, pełen emocji opis, niech jak najszybciej sięgnie po książkę. Dla tych, którzy akurat nie mają jej pod ręką, taki oto fragment wspomnień Autora:

Samodzielne kupno pierwszej książki było dla mnie dużym przeżyciem. Nie przypuszczałem wtedy, że transakcja kupna zbioru opowiadań Scotta Fitzgeralda była równa podpisaniu cyrografu. Dlatego pewnie tak dobrze pamiętam to chłodne popołudnie, kiedy wyszedłem na spacer do miasta w celu nabycia książki. Długo krążyłem wokół księgarni na rogu Świętego Marcina i Kościuszki, nim zdecydowałem się wejść. (…) Kiedy wróciłem do domu, ułożyłem książkę skromnie na krześle pod stołem, ale i tak została tam wyczajona przez matkę. Nazwisko autora nic jej nie mówiło. (…) Matka podświadomie czuła, że decydując się na samodzielny wybór lektur, wymykam się jej z rąk. (…) Matka słusznie podejrzewała, że fikcja literatury jest silniejsza niż realność rodziny. (…) Książek przybywało. Rozgościły się na stole, na krzesłach, na tapczanie, na nocnym stoliku. Popołudniowa niedzielna cisza nie była już ciszą rodzinną, ale polem bitwy różnych fabuł, stylów literackich i autorów.

W tym opisie moment posiadania książki jest wyznacznikiem swoistej inicjacji – i w gospodarowaniu pieniędzmi, i w konfrontacji z wyobrażeniami o sprzedawczyniach, i w wymykaniu się spod rodzicielskiej kurateli, i wyborze wpuszczenia do swojego życia książek. A życie z książkami nigdy nie jest nudne. I może się tak zdarzyć, że potem powstaje książka o życiu. Gawęda bez granic!

Filip Bajon, Cień po dniu. Opowieść autobiograficzna, Wydawnictwo Jeden Świat, Warszawa 2006, ss. 330.

Fot. za: http://www.jedenswiat.pl/okladki/okl.jpg

A gdybym był Mickiewiczem, to co byś powiedziała?

Polityka i literatura?! Fe, to się nie godzi. Niech chociaż świat fikcji będzie nieskalany kłótniami o wpływy polityczne. To chyba jednak marzenie nie do zrealizowania. A szkoda, bo dobrze by było, gdyby istniała jakaś uniwersalna płaszczyzna porozumienia. Ale romans literatury i polityki trwa od zarania dziejów. I trzeba się z tym – z bólem – pogodzić.

Pięć lat temu ukazał się niewielki zbiorek wierszy obywatelskich autorsko wybranych przez Jarosława Marka Rymkiewicza (swoją drogą znacznie to ciekawsze i lepsze pojęcie niż to w tytule). Znajdują się w nim utwory z lat 1950-2010.

Część z nich trafia w punkt. A nawet zachwyca. Część parafraz jest niesamowitych. Do tych do zapamiętania zaliczyć można:

To jest Twoja ojczyzna, innej mieć nie będziesz.

Czarne i złote loki twarze z czarnej kory / Ty z miłości do Polski jesteś chyba chory

Trzy albo cztery wiersze. Rimbaud pod narkozą / Oblicza zysk i stratę, nim umrze o świcie.

Jest w tym tomiku przeszywający do szpiku kości wiersz „Czwarta pieczęć”, po którego lekturze oddać się można rozmaitym refleksjom: biblijnym (w tym apokaliptycznym), translatorskim (ach, te przekłady Pisma Świętego), filmowym (choćby do czarno-białego Bergmana), historycznym (można: oswoić się ze złem? zapomnieć?)… Powstał w 1982 roku. Przetrwał próbę czasu.

Jest w tym tomie wiersz powstały 19 kwietnia 2010 roku, o którym rozgoryczony Autor w Posłowiu. Czego nas uczy Adam Mickiewicz? wypowiada się tak:

Tego właśnie uczy Polaków ich największy poeta. Wszystko to są rzeczy bardzo dobrze znane – chyba nie tylko historykom literatury, bowiem naucza się o nich, a przynajmniej powinno się nauczać w szkołach. Przypominam tu o nich trochę dlatego, że takie rzeczy zawsze warto przypominać, a trochę we własnym interesie. Komentarze, które są teraz dodawane do mojego wiersza Do Jarosława Kaczyńskiego (napisanego 19 kwietnia), świadczą bowiem, że historyczny kontekst tego wiersza – a także wszystkie zawarte w nim odwołania do poezji Mickiewicza – nie zostały (co bardzo mnie boli) zauważone.

Szanowny Poeto, obawiam się, że wspomniany przez Pana wiersz, który miał aż roić się od błyskotliwej, intelektualnej i patriotycznej intertekstualności – nie tyle nie został przez ciemną masę źle zrozumiany, ile nie wytrzymuje porównania ani z Mickiewiczem, ani z najlepszymi, wcześniejszymi Pana utworami.

Trzeba to jasno powiedzieć. Lektura tego tomiku budzi skrajne emocje – od zachwytu (rzadziej) po zażenowanie (częściej). A te, nawet po ich przepracowaniu, nie skłaniają do powracania do tych tekstów, karmienia się nimi czy nawet uczenia się ich na pamięć. Najlepiej przeczytać i niemal wszystko zapomnieć i wybaczyć, bo poetą się bywa. A dobrym politycznym poetą bywa się jeszcze rzadziej. Niestety.

Jarosław Marek Rymkiewicz, Wiersze polityczne, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2010, ss. 55.

Fot. za: http://www.wydawnictwo-sic.com.pl/ksiazka/283/Wiersze-polityczne/szukaj/