Spierdolony Okrągły Rok!

Szanowni Państwo, nie zachorowałam na Stosowanie Wielkich Liter w Każdej Możliwej Nazwie. Tak sobie postanowiłam rozpracować (korzystanie z korpusu języka polskiego bywa wielce pouczające) roboczo tytuł książki, która zupełnym przypadkiem została wystawiona na pewnej półce w bielańskiej bibliotece. Nie wiedziałam, w co się pakuję, wypożyczając ten wolumin. O, błoga niewinności!

Szanowni Państwo, tu żarty się skończyły – mogę się założyć, że niektórzy czytelnicy książki trafią na SOR, tak, szpitalny oddział ratunkowy. A ci, którzy trafili w swoi życiu na profeSORa z powołaniem… Ci takiego spotkania nie zapomną nigdy w życiu (i zmieni ono ich postrzeganie siebie i świata).

Moim skromnym zdaniem ta książka to lektura obowiązkowa (nie tylko) dla nauczycieli. Może szczególnie tych młodych, żeby mogli się przyjrzeć charakterowi tej pracy z bliska (choć nic nie zastąpi praktyk i własnych doświadczeń)? Albo dla wszystkich, którzy uważają, że praca nauczyciela jest szalenie nudna (nudna to w tej pracy jest biurokracja rozdmuchana do entej potęgi).

Książka Sor to zapis trzech lat pracy z Maleństwami w gimnazjum. Choć napisać raczej by należało – współpracy. I to nie tylko z młodzieżą, lecz przede wszystkim z rodzicami. I czyta się to niemal jednym tchem (uczciwie przyznam, że zdarzały się fragmenty ciut nudzące; z drugiej strony ten świat emocji, uczniów, refleksji jest po prostu fascynujący, więc różne potknięcia można zrozumieć).

W sumie to jakbym miała jedną frazą powiedzieć o czym jest ta książka to byłby to bliski mi slogan BEZ RELACJI NIE MA EDUKACJI (ani czegokolwiek innego). Dla tych, którzy kochają różnego typu klasyfikacje niech zostanie napisane, że ta powieść zawiera elementy: humorystyczne, reportażowe, obyczajowe, miłosne, socjologiczne, publicystyczne, pamiętnikarskie, edukacyjne, dydaktyczne, psychologiczne, podwórkowe, blokowe, szkolne, religijne, filozoficzne, medytacyjne, alkoholowe, papierosowe, eschatologiczne, autobiograficzne…

Jakiś fragment? Proszę bardzo, oto samo życie:

Nastała wiosna. Przyroda ożywiona budziła się do życia, a ludzie i zwierzęta nabierali ochoty do harców. Na drzwiach wejściowych do mojego bloku mieszkalnego zawisła kartka z prośbą: „Uprasza się lokatorów z lokalu numer 24 o zaprzestanie orgii w piątki i soboty. Nie mieszkacie tu sami!” (…) Wracając do pokoju nauczycielskiego zauważyłem praktykanta, studenta próbującego sił w zawodzie nauczyciela. Do szarego swetra ktoś (uczeń lub nauczyciel) przyczepił mu prezerwatywę. O czym rzecz jasna nie miał biedak pojęcia. Szkoła to jednak piekło.

Co zrobić by zamienić ją w raj? Postarać się by tytułowych – oryginalnych, nie kopii! – sorów było jak najwięcej! Czego Państwu, dzieciom, młodzieży i matce edukacji z całego serca życzę!

Jarosław Szulski, Sor, JS & Co Dom Wydawniczy, [b.m.wydania] 2014, ss. 432.

Fot. za: http://www.szulski.com/ksiazki/25

Święte żarcie – Hołownia zaprasza!

Co zrobić, żeby świąteczny czas nie kojarzył się tylko i wyłącznie z przejedzeniem? Zatroszczyć się nie tylko o ciało, lecz także o duszę! Efekt? Człowiek staje się zdrowszy, pełen pokoju i uśmiechnięty. A więc czas na duchową dietę.

Skomponował ją dietetyk duchowości – Szymon Hołownia. Jedno jest pewne – ten człowiek ma talent do przekazywania rzeczy trudnych w nieskomplikowany sposób.

W związku z tym jego przepisy przygotować może i debiutant, i zaawansowany praktyk duchowej kuchni. Tym samym każdy ma możliwość przeżycia duchowych rewolucji.

Czas trwania diety bywa różny – na owoce trzeba poczekać dłużej. Czasem nawet pół roku. Hołownia, sprawdziwszy wszystkie na własnej skórze, przekonuje, że efekt jest gwarantowany.

A czy nie ma jakiś efektów natychmiastowych? Otóż, proszę Państwa, zaobserwowano takowe. Podczas lektury czytelnicy śmieją się, płaczą – jednym słowem: duch się budzi.

Jest też nie lada gratka dla filologów. Otóż okazuje się, że całą Dobrą Nowinę można streścić… w najstarszym zapisanym zdaniu polskim. Nie wierzą Państwo? Proszę zapoznać się z poniższym fragmentem.

Ewangelię można streścić w zdaniu: „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”. Bóg rozwiązał już wszystkie problemy. Poza tymi, których nie oddałeś mu do rozwiązania. Co należy zrobić, jeśli jeszcze masz problemy? Wziąć problem, który jest numerem jeden w naszym życiu i zanieść Bogu: nasz problem numer jeden stanie się odtąd problemem numer jeden dla Boga, dla nas przesunie się na pozycję dwa lub pięć. Na zwolnione pierwsze miejsce w naszej hierarchii możemy wprowadzić odtąd inny problem, albo – jeszcze lepiej – to Boga zrobić odtąd swoim numerem jeden.

A dlaczego warto to zrobić? Bo Bóg jest prezesem Twojego fanklubu. Wierniejszego kibica swoich działań – czy w niebie czy na ziemi – Państwo nie znajdą. A więc zamiast śmieciowego jedzenia, warto zaserwować sobie świetne żarcie, przepraszam święte żarcie.

Jakieś wady tych kulinarnych zawartości? Urywający się wstęp (a szkoda, bo frazy Hołowni bywają boskie), brak obiecanego na końcu błogosławieństwa oliwy radości (czyżby pretekst do inwencji własnej?), zdecydowanie za krótka publikacja – w czytelniku pozostaje pewien niedosyt. Oby po wypróbowaniu przepisów on znikał!

Szymon Hołownia, Holyfood czyli 10 przepisów na smaczne i zdrowe życie duchowe, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, ss. 144.

Fot. za: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,5797,Holyfood.

Misja specjalna – oswoić stracha!

Każdy miał swoje straszydło, które go bardzo ciemną nocą nękało, nie pozwalało zasnąć i odbierało spokój duszy. Uwaga, uwaga – jest na to rada – można oswoić takiego stracha! A jak wygląda życie bez strachu?

Proszę Państwa – fantastycznie i kolorowo. I bardzo giętko językowo, czyli zestaw, który tygryski lubią najbardziej! Książeczka Małgorzaty Strzałkowskiej ma już swoje lata, ale poczucie humoru, kolorowe kolaże i wierszowane językowe stworki nigdy się nie starzeją.

Fakt, same teksty na pierwszy rzut ucha mogą przerażać – wszak polszczyzna obfituje w przeróżne wcale niełatwe zbitki spółgłoskowe, ale za to jakie piękne! A zaletą tych wierszyków jest to, że same wchodzą do głowy.

Aby zasmakować w tych wszystkich szeleszczeniach i szelestach, proponuję Państwu wyliczankę:

Pod Szczuczynem / w strasznych / chaszczach / szczęka szczęką / szczwana / paszcza, / szczęka szczęką, / paszczę szczerzy, / kto nie widział, / nie uwierzy, / szczęka szczęką / coś od rzeczy, / kto ją ujrzy, / nie zaprzeczy!

A jak ktoś ma ochotę na posłuchanie interpretacji mistrza  – do książeczki dołączono audiobook – niech wie, że lektorem utworów Małgorzaty Strzałkowskiej jest sam Jerzy Stuhr. Zachęcam do słuchania strasznej płyty – na okrągło!

Małgorzata Strzałkowska, Wiersze, że aż strach!, Media Rodzina, Poznań 2002, s. 32 + CD [audiobook].

Fot. za: http://mediarodzina.pl/zasoby/images/vbig/wiersze_ze_az_strach.jpg

Ćwiczenia języka – od czteroletniego smyka (do starego pryka)!

Od kiedy dziecko powinno artykułować wszystkie dane głoski? Co może zaniepokoić rodzica? Czy ćwiczenia mogą być przyjemne? Na te trzy pytania odpowiem w niniejszym tekście.

Na to pierwsze pytanie, odpowiedzi mogą być różne, bo periodyzację nabywania poszczególnych głosek badacze dzielą w różny sposób (uuu, zabrzmiało poważenie). Żeby sobie życie ułatwić – przyjmijmy za autorami zbiorku – że interesują nas czterolatki (nikt przecież nie będzie zabraniał ćwiczeń chętnym dwulatkom, trzylatkom), pięciolatki i… chojracy, którym żadna głoska niestraszna!

Zaniepokoić rodzica mogą kłopoty z artykulacją rozumiane różnie – od braku jakiś głosek, zastępowania je przez inne głoski po artykulację nie w tym miejscu, co potrzeba. Ładnie to napisane – tylko o co naprawdę chodzi?! Zapyta rodzic zrozpaczony. I tym pytaniem trafi w sedno. Na pewno zaletą tej książeczki są ramki z serii „Zwróć uwagę” – tam w sposób przystępny napisano, co powinno skłonić rodzica do złożenia wizyty logopedzie (np. wsuwanie języka między zęby podczas wymawiania głoski [ś]).

Ćwiczenia języka są przyjemne – a z książeczką pełną kolorowych ilustracji Joanny Kłos to podwójna radość. Główna zaleta „Wierszyków ćwiczących…” polega na prostocie tekstów. W przywoływanych przykładach nie ma głosek wymaganych na wyższym etapie wtajemniczenia. A to cieszy.

Nie zapomniano też o podstawowych zasadach fonetycznych – przypomniano, że inaczej mówimy, a inaczej zapisujemy pewne wyrazy. Co więcej przewidziano także teksty dla chojraków. I to też nie lada gratka, tak sobie ślicznie wyartykułować tekst. Jakiś przykład? Proszę bardzo (z serdecznymi pozdrowieniami dla wszystkich Grzegorzów i piekarzy):

Piekarz Grzegorz mocno wierzy, / że chleb stanie się nieświeży, / gdy za długo gdzieś poleży, / więc go szybko zjeść należy.

Czy ta książeczka potrafi czymś zaskoczyć rodzica? Tak! Przede wszystkim za szybko się kończy, a na czytelników małych i dużych czyhają różne pytania o znaczenia słów typu: znużony, szczwany, słuchy… Ale z tym każdy poradzi sobie sam albo ze słownikiem (w ręce lub tym internetowym).

Marta Galewska-Kustra, Elżbieta i Witold Szwajkowscy, Wierszyki ćwiczące języki, czyli rymowanki logopedyczne dla dzieci, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014, ss. 128.

Fot. za: http://nk.com.pl/img/covers/big/resize/400/x/x/2057_wierszyki_cwiczace_jezyki.jpg